środa, 10 października 2012

Spotkać Cię ponownie pierwszy raz

Nie padnie "kocham Cię"
Nie powiem jesteś moim całym światem. 
Powiem, że pamiętam...
Pamiętam pierwsze spotkanie,
Zachłyśnięta Tobą bujałam w obłokach,
zajadając niebieskie migdały.
Ciało po omacku, ślepe miłością, szukało z Tobą kontaktu,
Studiowałam każdy Twój dotyk, każdy oddech, każdy gest.
Byłeś jak muzyka, która każdą nutą mnie cieszyła.
Blue jeans, white shirt...
Nie było końca głodu Ciebie.
Nie było końca mojego zachwytu.
Nie było końca mojego oddania.
Wojny i kłótnie, próby i pojednania,
bujna love story zza szklanego ekranu.   
Teraz patrzę na owoc naszej szalonej i niespokojnej miłości
i Ciebie zaczytanego wieczorem...nie chcę być gdzie indziej.
Nie mogę Cię spotkać ponownie pierwszy raz,
ale niech nie dożyję tego spotkania, które okaże się być ostatnim...

Madame Flake

piątek, 7 września 2012

Raise me up




Wszyscy wiedzą, każdy wie... Ty najmniej, na temat tego kim jesteś.
Szukając rady i recepty na swoje życie, pytasz bliskich, znajomych w końcu obcych.
I z przykrością stwierdzasz, że nikt Ci nie doradził, nie dał liny po której bezpiecznie przemkniesz przez życie.
To nie koncert życzeń, a życie to nie "Pani Domu" w której znajdziesz rozwiązanie wszystkich kwestii.
Przykro mi, odpowiedzi na ważne dla Ciebie pytania znasz tylko Ty.
Problem w tym, że się nie znasz. Nie masz pojęcia kto w Tobie siedzi, poddając w wątpienie Twoje wybory, które podejmujesz w asyście otoczenia.
Co jakiś czas przeżywasz najazd uśpionego oprawcy, który siedząc w Tobie, zaniedbany i niezrozumiały dobija się do świadomości w nadziei, że spotka się ze zrozumieniem. To czas kiedy czujesz, że ogarnia Cię bezradność, nogi się uginają i rozglądając się wokoło, uświadamiasz sobie, że jesteś sam na tej scenie. To czas kiedy spoglądając na swoje życie, myślisz "jak to się stało?"  zastanawiasz się, czy aby na pewno do tego dążyłeś?
Przerażonymi źrenicami widzisz na przeciwko gotowego do walki przeciwnika.
Jest silny, zdecydowany. Wie czego chce i nie zawaha się tego zdobyć! On nie szuka pomocy i zrozumienia naokoło, jest wystarczająco świadomy. Nie pyta co o nim sądzą, bo zna doskonale swoje mocne i słabe strony. Nie tłumaczy się, że taki już jest, nie opowiada bajek, że się zmieni, w milczeniu to robi. Nie potrzebuje kierunkowskazu ani księgi złotych myśli, żeby wiedzieć czego mu do szczęścia potrzeba. Nie szuka winnych, a już na pewno nie wśród najbliższych. 
A Ty, opuszczony przez znajomych, "znajomych" i obcych, bez liny, koła ratunkowego i kamizelki kuloodpornej, już przegrałeś z nim walkę. Twoja niepewność, rozszalała wolność wyboru z którą sobie nie radzisz, wylewa się jak wodospad z Twojego spojrzenia.
Jedynym sposobem aby wyjść z tego pojedynku całym, to uświadomić sobie, że Twój przeciwnik to właśnie TY.

czwartek, 12 lipca 2012

Uważaj na to czego słuchasz

Zastanawiasz się nad tym co mówisz do obcych. Dobierasz słowa, jak repertuar do najważniejszego koncertu życia. Po wysłuchaniu..już Cię uwielbiają. 
Zastanawiasz się nad czym, co mówisz do bliskich? Czy Twoja opinia w każdym temacie ich życia, naprawdę jest najważniejsza?


Hello, hello!! Can can you hear me?


I już słyszę Twój odważny głos z nadwornym argumentem, frazesem tak oklepanym, że aż prawdziwym. Nie ma w tym nic dziwnego, prawda? Czemuż się dziwić, przecież oczywistym jest fakt, iż wobec bliskich jesteś bardziej wymagający. 
Kto, jeśli nie Ty ma mu przekazywać prawdę oświeconą o nim samym, jego życiu i wyborach? Twoi bliscy wiedzą, że zawsze mogą liczyć na Twoje jadowite zdanie, toksyczną krytyką, prawdę podawaną żywcem, bez znieczulenia. I nieważne, że boli. Co więcej, powinien czuć wdzięczność, wszakże tylko wybrani mogą poznać Twoją bezgraniczną bezduszność, bez pytania. Nie muszą prosić, zapodasz im krytykę w pięknym, filetowym flakoniku z napisem "prawda".
Przepis na życie dostarczysz z przyjemnością, powiesz co mają robić...przecież wiesz. 
A Ty...wybrańcu, jak gorzki eliksir wypijaj do dna. I poczuj wyjątkowość na własnej skórze.

I pewnie do głowy Ci nie przyjdzie, drogi trucicielu, że ktoś może wysłuchać Twojej wężowej opowieści. Paplesz, pleciesz, konfabulujesz, ubarwiasz, powołujesz na światków. Pot leci z czoła Twojej ambicji, ale nie poddasz się, bo przecież cel jest wyborny... W końcu! Udało się, przekonujesz słuchacza do swojego zdania. 
Pamiętaj, drogi Pomazańcu Niosący Prawdę Oświeconą, że niektórzy z Twoich bliskich bardzo liczą się z Twoim zdaniem. A stojąc przed ważnymi wyborami, dzięki Twoim "cennym wskazówkom"...gotowi są postąpić wbrew sobie...
Naprawdę jesteś gotów na taką odpowiedzialność? 

"Łatwiej jest powiedzieć, co się myśli, niż wykonać, co się mówi" - Przysłowia Włoskie

sobota, 14 kwietnia 2012

Wariatka

Tak jestem wariatką.
Zawiodłam się - wierzę w nich nadal.
Ranią mnie - gotowa na kolejny cios. 
Kłamią - wierzę w ich słowa. 
Bębny szaleństwa dudnią - nastawiam uszu. 
Głuchnę - słucham jeszcze uważniej. 
Nienawidzą mnie - pomagam im.
Nie słuchają moich próśb - mówię głośniej. 
Śmieją się - ja im współczuję.
Mówią, że jestem wariatką - zgadzam się.  

Wujek Einstein miał rację, a Ty dalej kupujesz najnowsze plecaki

Idąc w ślady złotej myśli Einsteina "wszystko jest względne" i rozszczepiając ją na wszystkie aspekty życia, możesz już nic więcej nie wiedzieć, aby móc żyć pełnią życia i w spokoju. 

Oceniamy siebie ciągle i nieustannie. Nieważne czego ocena dotyczy. Zabawa zaczyna się już w przedszkolu. Patrząc na piórnik lub plecak koleżanki, kolegi oceniamy nasz własny... Dzieci są istotami nadzwyczaj pojętnymi i na tym etapie rozwoju wystarczy wsparcie rodziców, aby uwierzyły, że nasz plecak też jest "niczego sobie".

W miarę upływu czasu oraz kolejnych przestrzeni porównawczych zaczynamy się gubić w ocenach. Siebie czy innych, rzeczy, czy wydarzeń. Jesteśmy bombardowani bodźcami tak bardzo, że wieczorem oczy nas pieką, a głowa puchnie. W zależności jaki tytuł prenumerujesz, takie są Twoje poglądy. Kolorowe pisemka, prasa biznesowa i świecące reklamy każą nam gonić za sobą w otchłań, obiecując statusy, awanse i nowy plecak. Rodzice swój autorytet już bezpowrotnie stracili, a koleżanki i koledzy ciągle mają lepsze piórniki. 

Skąd pomocy?  Dążenie do konsekwencji i przekonywanie wszystkich na około i siebie o własnej niezależności, nie pozwala nam zwolnić. Nie ważne, czy ten super plecak ukradnę, czy zdobędę go wykonując przez 10lat znienawidzoną robotę. Ważne, że plecak będzie nowszy. 

Nie czujesz długo satysfakcji, bo nie mija 1 sezon, a Twoje trofeum straciło na wartości i jest już passe. Znowu koledzy Cię prześcignęli. W woli pocieszenia kupisz sobie chociaż piórnik. Nie ważne, że bierzesz kredyt konsumencki - "kto to będzie wiedział. Poza tym każdy teraz tak żyje". Ależ oczywiście bohaterze, liczy się efekt, bo przecież najgorsze co Cię może spotkać, to posiadanie najstarszego plecaka wśród kolegów i koleżanek. Na pewno trafisz przez to na już nie szary, tylko czarny końcu.

I jesteś przerażony, nie śpisz w nocy, a w niedzielę wieczorem masz mdłości na myśl o znienawidzonej pracy. A to wszystko w imię plecaka. Siedzi w Tobie małe zrozpaczone dziecko, bo nie ma już autorytetu, nie ma taty, który powie, że to nieważne. Otoczony tak samo przerażonymi dziećmi, nie wiesz, że można inaczej. A nawet jeśli wiesz, to nie chcesz być mądrzejszy za cenę odrzucenia.

Nie jesteś głupi  i wiesz, że zawsze znajdą się gorsi i lepsi od Ciebie. Ale po co Ci taka wiedza? Kto o zdrowych zmysłach będzie świadomie utożsamiał się z tą pierwszą grupą? W końcu każdy chce należeć do elity, a menadżerów po zarządzaniu jest więcej niż pracowników... i jest problem, bo nie ma kim zarządzać. 

Wujek Einstein dobrze radzi. Bo tu nie chodzi o względność opinii otoczenia, tylko Twoją. To Ty wartościujesz plecak, pielęgnujesz w sobie zagubione dziecko i pędzisz, bo wizja bycia gorszym ogranicza się do posiadania szmacianego plecaka. Nie chodzi o to, żebyś porównywał się zarówno do lepszych i gorszy i celował gdzieś w połowę tego rozkładu. Bo to czy ten cholerny plecak (cokolwiek symbolizuje w Twoim życiu) jest wystarczający i dobry zależy tylko od Twojego stosunku do niego. 

Możesz zrzędzić i zarzynać się w gonitwie za lepszym, albo przyjrzeć się staremu i w końcu dostrzec te oldskulowe, niepowtarzalne naszywki, które na niego naszyłeś, aby poczuć, że jest tylko Twój. 

"Wszystko jest względne" odnosi się do Twoich myśli, Twojej głowy, nie do otoczenia.

czwartek, 8 marca 2012

cytat dnia

"Pamiętaj, co masz do zrobienia i zapomnij, czego już dokonałeś."

                                                                                                      Marie von Ebner-Eschenbach

czwartek, 16 lutego 2012

Jej Wysokość Wszechogarniająca Niemoc


Jestem w rozdziale swojego życia pt.: " Jedyne co Ci mogę obiecać to to, że obiecanki nigdy się nie spełniają."
Ogarnia mnie i miażdży poczucie bezradności wobec tego co dzieje się z moim życiem zawodowym. Nie wiem kiedy wsiadłam w szaloną karuzelę, która rzuca mnie we wszystkie strony świata jak chce i nie mam na to wpływu. Przegapiłam moment znaków ostrzegawczych (one zawsze się pojawiają, nie zawsze potrafię je wyłapać). 
Walczę z rzeczywistością na noże, aby mnie nie zabiła. Jestem zawieszona gdzieś między bardzo realnym stresem i wysiłkiem, a osobistym poczuciem odrealnienia, jakie mi towarzyszy, gdy patrzę na siebie z boku. 
Co tu się stało? Gdzie ja jestem i jak zatrzymać tą szaloną karuzelę niepowodzeń? 
Parę postów wcześniej pisałam jakim luksusem, moim skromnym zdaniem, jest popadanie w marazm i niemoc. Ja takiego komfortu nie mam, w zgodzie ze sobą walczę na wszelkie sposoby. 
Od września szukam pracy, miotając się czy znaleźć pracę, która da mi środki na kolejną szkołę, która otworzy mi drzwi do ukochanego zawodu? Czy znaleźć pracę, która pozwoli mi się rozwijać i nie będzie polegała na parzeniu kawy? Czy aby na pewno potrzebuję się przebranżowić w wieku 27 lat i zaczynać od początku, tylko dlatego, że mam ambicje? Iść na bezpłatny staż, czy na płatny, ale weekendowy? Jak pogodzić przyszłą weekendowa szkołę z pracą i wychowaniem dziecka?
Jestem w stanie robić wszystko, aby tylko ta czynność zbliżała mnie do celu - ukończenia dodatkowej szkoły. W ciągu paru m-cy zasypałam swoimi aplikacjami całe województwo mazowieckie. Co drugi dzień wydzwaniałam do urzędu pracy, szukając informacji na możliwe stypendia, dofinansowania. Zdążyłam nawet uszyć i sprzedawać ozdoby na świąteczny stół, aby robić cokolwiek, nie poddawać się. Codziennie ćwiczę angielski, żeby doprowadzić go w końcu do zadowalającego poziomu. Złożyłam wniosek o dofinansowanie na działalność z UE. Odpowiadam na zapotrzebowanie opiekowania się dzieckiem w nocy, aby nie tracić czasu ze swoją córcią. Włosy stoją dęba, naelektryzowane impulsami elektrycznymi, z którymi mój mózg już ledwo się wyrabia. 
W obiecanki już nie wierzę. Wierzyłam natomiast w swoją sprawczość. Tylko, że zaczynam czuć na karku oddech Pani Wszechogarniającej Niemocy. 
Nie mam nawet już siły ćwiczyć umiejętności handlowych na tych cholernych rozmowach. Ogarnia mnie pusty śmiech, kiedy po półtorej godziny,  przewałkowana jak naleśnik, słyszę od hr-owca z wielkiej korporacji, że do poniedziałku będzie odpowiedź...minęło już dwanaście poniedziałków. I pewnie w tym stuleciu Pani Profesjonalna, która zajmuje się zawodowo wałkowaniem naleśników, już się nie wyrobi z feedbackiem. 
Dziś byłam na rozmowie, która trwała godzinę i 70% czasu Pani Dyrektor zadawała mi pytania czy moja córka często choruje, kto się nią wtedy opiekuje i kto ją odbierze z przedszkola, kiedy ja będę musiała robić nadgodziny, itd. Sprowadziła moją córcię do jednego, wielkiego problemu. To była kobieta, w dodatku wykształcona, po MBA... 
Nie mam siły, mam niemoc. 
Jedyne co mi przychodzi do głowy to, jak śpiewała Nosowska "przeczekać trzeba mi"... 
A więc 3,2,1 rozpoczynam nowy rozdział życia pt.: "Poczekalnia".  

środa, 1 lutego 2012

O tym jak ładnie umiemy przepraszać

W moim środowisku jest wiele kobiet. Nie używam i nie lubię słowa "przyjaciółka" ze względu na stare, niemiłe doświadczenia, ale również dlatego, że w tym słowie kryje się drugie dno. Każdy spotkał się z historią o tym jak przyjaciółka zdradziła sekret, o tym jak sobie "odbijają chłopaków" w gimnazjach i o tym jak plotkują na siebie za plecami.
Aby nie przejąć nieświadomie takiego zdania na temat moich koleżanek, wolę o nich mówić jak o koleżankach, moich kobietach, kumpelach lub znajomych. To bezpieczniejsze i dla mnie i dla nich. 

Świat kobiet jest bardzo skomplikowany i zawiły chyba nawet bardziej dla nich samych niżeli dla mężczyzn. Mężczyzna nie rozumiejąc nagłego "focha" swojej partnerki, zadaje jedno pytanie "co się stało", lub w ogóle tego nie zauważa. Natomiast nadąsana kobieta pozostaje ze swoim kiepskim nastrojem i zachodzi w głowę szukając przyczyny tego stanu. 

Jesteśmy szarpane przez swoją emocjonalność, hormony i PMS. Wszystkim i wszystkimi się przejmujemy, martwimy, snujemy (najczęściej) czarne wizje. Wyprzedzamy same siebie w rozmyślaniu i wróżeniu "co będzie jak .... ?". Potrafimy płakać na reklamie coca-coli (ACTA zamknie mnie za nielegalne posługiwanie się zastrzeżoną nazwą napoju bąbelkowego?) potrafimy słuchać jednego utwory po 89 razy na dzień, potem go nienawidzić. Czytamy zazwyczaj po 3 książki naraz, oglądamy w zachwycie filmy, potem się kłócimy, że nigdy go nie widziałyśmy. Potrafimy dostawać torsji na myśl o swojej szefowej/ szefie, ale jeśli będzie potrzebował pomocy, pierwsze się domyślimy. Jesteśmy kobietami, żadna z tych z którymi mam zaszczyt obcować, nie nudzi się w swoim własnym towarzystwie. Każda jest wyjątkowa, jednak jest też wiele reakcji, zachowań, które nas łączą. 
Nie dalej jak miesiąc temu spotkałam się z kumpelą, celem przeprowadzenia sobie wzajemnie kawiarnianej terapii. Cóż to za zajęcie? Otóż jedyne w swoim rodzaju, możliwe tylko pomiędzy kobietami. Nie ma dwóch takich samych spotkań, mimo że tematyka przewijająca się w czasie takiego spotkania jest do znudzenia powtarzana od lat (przynajmniej z moimi kobietami :) ). Miłość, praca, partner, nowy lakier do paznokci, zakup nowego podkładu, dzieci, przedszkola i szkoły, nowi sąsiedzi, nowe mieszkanie, przeprowadzka, rodzice, problemy rodzeństwa, nowy kurs językowy, brak czasu wolnego, dolegliwości trawienne, nowe plany, wyrażane niezadowolenia z obecnej pracy, kupno psa, nowo odkryta książka lub film.... 
Często w takcie takiego spotkania rozmawiamy o kłótniach i braku porozumienia z partnerem (tematyka nieistotna). Schemat przewidywalny: dochodzi do kłótni, puszczają nerwy, pada parę słów za dużo, kalumnie, robi się przykro i każdy idzie do innego pokoju, wychodzi lub cokolwiek, aby tylko nie być w jednym pomieszczeniu. 
Spotkanie z kumpelą jest świetną okazją do podzielenia się swoim rozczarowaniem i żalem, że niepotrzebnie się unosiłam, kłóciłam, że można było to załatwić inaczej. Pada pytanie" no ale pogodziliście się?". Oczywiście, że nie. Jakbyśmy się pogodzili pewnie nie opowiadałabym Ci tej historii, bo po co? Kumpela docieka, czy nie odzywamy się od tamtego czasu? "Ja się nie odzywam...On się wczoraj tylko pytał gdzie jest łyżka do butów" (zapytał normalnie, ja odburknęłam, ale tego nie dopowiedziałam, bo po co?:)). W końcu aby przekonać kumpelę do "najmojszej" racji, rzucam, że dziś dzwoniłam do niego przeprosić za wrzaski, ale odrzucił przeprosiny.  Komunikat oczywiście jest zakamuflowany i mówi: "ja ugodowa, mała myszka przepraszam, a on drań, tak mnie odrzuca". 
Tym co w takiej sytuacji najlepszego może zrobić dobra kumpela ( przyjaciółka raczej pogłaszcze po głowie) jest zapytanie "jak go przeprosiłaś?". "No powiedziałam, że przepraszam za krzyki i przykre słowa, ale że on też powinien się zastanowić jak się zachowuje, jak ja się czuję, że bardzo mnie zranił i było mi bardzo przykro i że nie wiem jak to możliwe, że tak mnie traktuje"
Dobra kumpela mówi nam tak: "No kochana, takie przeprosiny sobie w dupę wsadź". I ma rację! My wcale nie umiemy przepraszać. To że w naszym monologu padnie słowo na "p" nic nie znaczy, skoro za nim idą w pakiecie: żal, pretensje, nauczanie i użalanie się nad sobą! Przeprasza się tak: " przepraszam". I kropka, nic więcej. Nie nauczaj go, nie instruuj co powinien zrobić. Ciągle powtarzasz, że chcesz mieć w domu prawdziwego faceta, decyzyjnego, zaradnego, pomocnego. Jak on ma tego dowieść, jeśli pół życia uczony, instruowany i poprawiany jest przez matkę, a drugie pół przez Ciebie??? Czy nie fajniej byłoby poczekać na jego własną, przemyślaną reakcję? Skąd wiesz, czy też nie chce Cię przeprosić, tylko później, zabierając na kolację?
Dzwoniłam dziś do swojego męża z przeprosinami...2 razy. Pierwszy raz, pomiędzy żalami i nauczaniem padło słowo na "p". Po 30 minutach zadzwoniłam drugi raz, mówiąc: "dzwonię, żeby Cię przerosić, przy poprzednim telefonie mi się nie udało. Przepraszam." KROPKA!!!!!
Jak miło było usłyszeć jego śmiech :)
 

wtorek, 3 stycznia 2012

Przecież tak wiele robisz

O tym jak śmiało potrafimy realizować swoje plany : )
 
Cel: napisanie pracy magisterskiej

Plan działania: określenie tematu pracy magisterskiej, stworzenie listy pozycji niezbędnych do napisania pracy, napisanie streszczenia

Realizacja: sprzątanie kuchni, zmiana pościeli, kąpiel, odkurzanie, uporządkowanie pulpitu, przegląd zaległej prasy, wyjście na papierosa, zachwycanie się swoimi wyrzutami sumienia, cotygodniowe pytanie starszej kumpeli "jak Ty to napisałaś????".


Cel: znalezienie pracy

Plan działania: sprecyzowanie jakiej pracy poszukuję, upgrade CV, przegląd ogłoszeń, wysłanie aplikacji do firm szczególnie nas interesujących, wysyłanie aplikacji wraz z oszałamiającym listem motywacyjnym

Realizacja: zabawa w obróbkę zdjęcia legitymacyjnego w najprostszym dostępnym programie, przegląd przypadkowo odnalezionych zdjęć sprzed 4 lat, przegląd e-maili, przegląd strony tytułowej (2 h, w końcu ustawiłam tę, na której zawsze znajdę dla siebie coś ciekawego), przegląd ogłoszeń (czas 10 min), wyjście do kiosku (w końcu jest kumulacja) z nadzieją, że jutro pracy już szukać nie będę musiała.


Cel: rozmowa z szefem na temat podwyżki

Plan działania: przeczytanie praktycznych porad fachowców, stworzenie listy swoich osiągnięć, zalet oraz zrealizowanych projektów, stworzenie planu rozmowy, przygotowanie odpowiedzi na ewentualne pytania szefa.
Realizacja: czytanie porad (1h), stworzenie listy osiągnięć, wyjście na papierosa, rozmowa z kumpelą przy kawie, lunch, odpowiadanie na e-maile, telefon do partnera/partnerki/mamy/taty/przyjaciółki , dokończenie zaległej prezentacji, wyjście do domu.
 


Cel: Napisanie książki najpóźniej do 30tego roku życia

Plan działania: kontynuacja pracy w obecnej firmie ze względu na ilość wolnego czasu, który można wykorzystać do pisania, stworzenie ciekawej historii, określenie tematu przewodniego oraz stylu pisarskiego, stworzenie planu opisów kolejnych zdarzeń, wybór imion dla bohaterów, rozpoczęcie pisania.

Realizacja: rozpoczęcie 2 kierunku studiów, zmiana pracy, zakończenie długoletniego związku, odchorowywanie rozstania (co weekendowe imprezowanie z przyjaciółką), zakup psa, zmiana pracy, rzucenie studiów, romans z kolegą z pracy, wieczorne wspominki czasów licealnych, ukończenie kursy fotograficznego, organizacja swoich 30-tych urodzin.

I nikt Ci nie powie, że nic nie robisz ze swoimi planami!