środa, 23 października 2013

Durnizm

Jeden i jeden ciągle daje trzy, 
wiedzy nie mam ani krzty.

Temperuję swoje kredki
Narysuję cztery karetki.
Z Tobą się niczym nie podzielę,
Mam swój durnizm też w niedzielę.

Nie męczę się myślami,
dziwnej treści opowieściami.
Mam tu problem z rymami,
A nie chemicznymi wzorami.

Poszłabym po mądrość do głowy,
ale o myśleniu nie ma mowy.
Kredki mi się porozsypywały,
ale przy lenistwie durnizm to problem mały.

niedziela, 6 października 2013

Chcesz się wykończyć - idź na zakupy

Gdyby stworzyć listę 100 najbardziej nieprawdziwych prawd na świecie, to stwierdzenie - kobiety uwielbiają zakupy, znalazłoby się w ścisłej czołówce. W każdym razie stałoby się tak, gdyby próbę reprezentatywną stanowiły kobiety, które znam. 
Przesadą byłoby stwierdzenie, że nie czuję od czasu do czasu potrzeby nabycia sobie bliżej nieokreślonego "czegoś". To niedookreślenie nie jest wynikiem niewiedzy, czy niezdecydowania. To swoiste działanie strategiczne. Już dawno odkryłam, że świat rządzi się wieloma nieodgadnionymi regułami. Nie mówię tu o zagadkach milenijnych, ani fizyce kwantowej. Nie trzeba za daleko wybiegać swoją inteligencją, zapędzać się w nieznane rejony, można stamtąd już nie wrócić. Mowa tu o czymś niebywale banalnym, jak chociażby znikające skarpety, klucze od domu i inne prawa Murphiego. Co raz jednak dorzucam do tych zjawisk nowe, na przykład właśnie chodzenie na zakupy w celu zakupu określonej części garderoby. 
Jako że jestem istotą społeczną i komunikuję się z otoczeniem,w trakcie spotkań i debat odkryłam, że nie jedyna przez lata popełniałam błąd określania, co chcę kupić.

Jak na pokazie Copperfielda, gdy idziesz po płaszcz, te wszystkie które widziałaś na wystawach, czasopismach, i wtedy, gdy wracałaś z zakupów spożywczych, zniknęły. Nie ma. Jest za to tłum spodni, których potrzebowałaś trzy miesiące temu. Powtarzalność takich sytuacji, zmusza człowieka do zmiany strategii. Tak oto narodziła się strategia nieokreślania celu udania się do dżungli zaaranżowanej na nowoczesne wnętrza. Bardzo duże i bardzo klimatyzowane. Jednak zanim to nastąpiło, wiele nerwów upłynęło wśród wieszaków i witryn.
Sam pomysł na centra handlowe, jest logiczny i rzec można sprzyjający rozpasanym żądzom posiadania. Wiele sklepów w jednym miejscu, plus usługi. Dzięki temu, nawet jak idziesz tylko po spożywkę, możesz przy okazji nabyć spodnie, dziesiątą torebkę, dwie książki, pofarbować włosy, kupić ekologiczne mydło, pasek, telewizor i odkurzacz.
Jednak, jak się okazało z nadmiarem też można przesadzić. Bo kto, u licha ma tyle siły w nogach, aby przebyć te kilometry? Po co to takie wielkie? Ten rozstrzał, te korytarze i zaułki. Nie wspominając o windach, na które czas oczekiwania sięga dekady.  
Już sam przyjazd co centrum odbywa się w bardzo niesprzyjających okolicznościach weekendu lub popołudnia. Wtedy to większość ma czas, ochotę (?), aby tu przebyć. Koszmar nie zaczyna się w momencie, otworzenia drzwi do centrum, zaczyna się wcześniej, kiedy wjeżdżasz na parking.
Stres, presja jaką czujesz na karku, gdy podjeżdżasz do szlabanu...Nie daj Boże za daleko staniesz i nie sięgasz przycisku...nerwowo otwierasz okno, wypinasz się z pasów i robiąc figury akrobatyczne, w końcu udaje Ci się zdobyć przepustkę do piekła. Uf... dosyć się uwinęłaś, jeszcze nie zaczęli na Ciebie trąbić. Jeszcze tylko czujna obserwacja światełek, większość czerwona i JEST! zielone...pędem parkujesz. Pierwsza runda wygrana, ale to dopiero początek wojny.
Czujnik otwiera Ci drzwi, niczym gest zaproszenia do paszczy lwa. Jest późne lato, więc zadanie jest ułatwione, nie niesiesz ze sobą 3 kurtek: swojej, dziecka i męża, bo on ciągle każe Ci ją "potrzymać".
W środku, na dzień dobry dostajesz bucha klimatyzowanym powietrzem, już jest Ci zimno. Zmarznięta, niestrudzenie jednak, starając się o nikogo nie otrzeć, nie zajść drogi, nie szturchnąć, idziesz mężnym krokiem w poszukiwaniu. Plan jest jasny, przygotowana, sprawdziłaś w internecie, gdzie warto zajrzeć. Wybrane dwa sklepy i wychodzimy. Dziecko zdążyło dojrzeć, kuszące, kolorowe karuzele. Ich właściciele, wiedzą, że niektórzy rodzice próbują być cwani. Tak, potrafią tacy zasłonić dziecku widok na bujawkę torbą, swoim ciałem, kurtką. Więc żeby nie udało im się ominąć karuzeli wmontowali, przeraźliwe, koszmarne melodyjki. Coby dzieciak usłyszał, skoro dojrzeć nie może ...Szczęście w nieszczęściu masz 2 złote, możesz uruchomić dziadostwo. Nie musisz lecieć na oślep i rozmieniać pieniędzy w kiosku, który jest piętro wyżej...Po paru minutach, ćwiczycie slalomu pomiędzy innymi rodzinami, parami z niemowlęciem, koleżankami, chłopcem, który chce być ładniejszy niż Miss Polonia, mijacie gimnazjalistki, offowe ludki ze słuchawkami (koniecznie białe). Po paru, postojach, szturchnięciach, ogłuszeniach ze strony śmiejących się wodzirejek, w końcu dotarliście do pierwszego sklepu. Już jesteś wściekła, z gruntu wykończona, a dopiero zaczęłaś polowanie. 
Od ogromu wyboru, wieszaków, szmat, kupujących, kolorów i fasonów kręci Ci się w głowie. Dziecko zobaczyło balony przy kasie, więc jak przez mgłę, w zwolnionym tempie dostrzegasz nagle, swojego męża biegnącego za dzieckiem, chcącego uratować je przed zadeptaniem, przez masy polujących drapieżników. I tak nie jest tragicznie, skończyły się wyprzedaże. Wyprzedaże to zawody extra klasy. Jeśli zwykłe zakupy są wojną, to wyprzedaże są apokalipsą. Ryzykujesz życie. 
Po odcięciu się od swojego stada, ryzykownie robisz pierwsze podejście. Już trzeci weekend podejmujesz próbę zakupu butów. W przekonaniu, że dziś już musisz coś wybrać, jak na autopilocie lecisz do wystawki butów. Jedne, drugie....o są ładne, normalne, zwykłe. Bez ćwieków, kokardek, platformy wiertniczej za to na obcasie, który umożliwia chodzenie. Uradowana, lecisz do kasy po drodze machając przez witrynę mężowi, który zrezygnowany powrócił z dziecięciem na karuzelę.
Przy kasie, pytasz grzecznie o cenę, już wyjmując kartę z portfela...I nagle kolana Ci miękną, brzęczy Ci w uszach "595 złotych"...Jezu! Chcesz nawet dopytać, czy to za jeden but, czy za parę, ale w sumie co za różnica? W bolesnej obecności świadków, niespodziewanie znalazłaś się na warsztatach asertywności....Rzucasz szybko "to dziękuję" i wychodzisz. Wszystko co mijasz wychodząc ze sklepu jest rozmazane, w zwolnionym tempie. Twój mąż widząc Twoją minę już wie....że powtórzycie tu za tydzień.....