sobota, 19 listopada 2011

Jestem zmarginalizowaną statystyczną modalną

Jestem statystyczną modalną! Jestem po prostu nieprzeciętnym średniakiem. Już bardziej średnim być się nie da. Od razu zaznaczam, iż nie uważam tego za wyróżnienie. Z logicznego punktu widzenia jest to niemożliwe. Bo jak można się czuć wyróżnionym, uważając się za 100% przeciętniaka w każdej dziedzinie życia?
Skąd ten śmiały wniosek? Otóż, po szybkiej (comiesięcznej zresztą) analizie swojego życia prywatnego, zawodowego, towarzyskiego, ideologicznego i rodzinnego. Okazało się, że mogłabym śmiało współpracować z GUS-em, wyznaczając środek rozkładu zmiennych w badaniach społecznych.
Nie jestem homoseksualistą, nie reprezentuję mniejszości wyznaniowych, nie jestem ekomamą, ani wegetarianką. Nie należę do feministek, nie uczestniczę w demonstracjach listopadowych, "oburzonym" tylko się przyglądam. Nie czuję się pokoleniem x, y, ani z. Jeżdżę przeciętnym autem i nie stawiam sobie irokeza. Jestem za to 26 letnią matką, która ma problemy z doświadczeniem osobistego renesansu na rynku pracy. Jestem absolwentką wyższej uczelni, która doświadcza dotkliwej niesprawiedliwości świata za niedocenienie jej trudu łączenia nauki i samodzielnego utrzymania się na studiach. Nie mam problemów z prawem, interesuję się polityką i ekonomią tylko na tym poziomie, który zabezpiecza mnie przed opinią debilki. Nie mam skrajnych poglądów, nie afiszuję się ze swoją orientacją, wyznaniem oraz ubiorem. Jak 99,99999% światowej populacji chciałabym napisać książkę lub otworzyć restaurację. No jestem modalną. 
Problem w tym, że wbrew statystycznej teorii dotyczącej modalnej, czuję się zmarginalizowana. Patrząc na dzisiejszy świat, w którym niespecjalnie odnajduję się ideowo i kulturowo, czuję się pominięta. Zdaję się, że media oraz życie publiczne nie dostrzegają nic pośród metroseksualnymi mężczyznami, homoseksualistami a feministkami. 
Mam nieodparte wrażenie, że jestem niewidzialna, jestem mało nośnym tematem. Z każdej strony wylewają się debaty, dyskusje, przepychanki dotyczące wyrazistych grup społecznych. Czy będąc prostym człowiekiem na ziemi już nikogo nie interesuję? W statystyce modalna oznacza najczęściej występującą zmienną. A więc teoretycznie takich średniaków jak ja jest najwięcej. Dlaczego więc wydaje mi się, że nie istnieją? 
Dlaczego podczas rozmowy o zatrudnianiu kobiet mówi się głównie o kobietach prezeskach lub o braku zatrudnienia dla kobiet w ogóle? A gdzie jest cała rzesza tych, które prace mają ale codziennie się o nią boją, bo prezeskami nie są i nie stanowią o swoim bycie w firmie? 
Gdzie podziała się szara kobieta i szary człowiek? Pewnie niektórzy uznają mnie za troglodytę, ale szczerze zastanawiam się, ile można wałkować te same tematy? Doszło do tego, że w nieznanym towarzystwie boję się powiedzieć cokolwiek, bo zaraz się okaże, że niezamierzenie naruszyłam czyjąś godność osobistą. Nie mogę się gapić z czystej ciekawości na wymalowanego mężczyznę, bo to go obraża. Heteroseksualny człowiek nie może powiedzieć, że swobodniej się czuje w towarzystwie hetero, bo dostanie etykietkę "homofoba". Jak mówię, że nie jestem feministką to słyszę, że nie mam pojęcia o problemach nierówności płci w świecie i powinnam się biczować za brak solidarności z kobietami. A ja myślę, że latanie z transparentami po mieście i wygłaszanie feministycznych okrzyków, dopraszających się większej ilości kobiet w zarządach w niczym nie pomoże przeciętnej kobiecie. Więcej zrobię siedząc w domu i podsyłając oferty pracy koleżance, która szuka nowego pracodawcy.
Przerażające jest to, że zaczynam bać się być przeciętna. Mam wrażenie, że jedynym sposobem uratowania się od całkowitego unicestwienia mnie z życia społecznego jest przyłączenie się do jakiejś ideologicznej grupy... 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz